Jan Kieniewicz (1938-2024)

Jan Kieniewicz (1938-2024)

Zespół NIA z głębokim żalem i wdzięcznością żegna Profesora Jana Kieniewicza.

W sierpniu 2021 roku powstała inicjatywa stworzenia zintegrowanego międzyuczelnianego kształcenia doktorantów i młodych naukowców w zakresie badań transdziedzinowych obejmujących obszar nauk humanistycznych, społecznych i przyrodniczych. Inicjatorem przedsięwzięcia była grupa profesorów z Uniwersytetu Warszawskiego na czele z Jerzym Axerem i Janem Kieniewiczem, Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, reprezentujących szereg dyscyplin naukowych, takich jak archeologia, antropologia społeczna, biologia, fizyka, historia, literaturoznawstwo, prawo, nauki o polityce i socjologia. Profesor Jan Kieniewicz od samego początku z niezwykłym entuzjazmem odnosił się do NIA i mimo choroby uczestniczył niemal we wszystkich spotkaniach zespołu.

Profesor Kieniewicz uczestniczył w zorganizowanej w ramach działań NIA szkole letniej, która odbyła się w Kołobrzegu, 10-16 września 2023 roku. Wystąpił w panelu dyskusyjnym pt. „Transdziedzinowe strategie badawcze: wyzwania, założenia, szanse i zagrożenia” (w dyskusji uczestniczyli ponadto Profesorowie: Piotr Matczak (UAM), Marek Trippenbach (UW), Bogdan Szlachta (UJ) i Agata Zalewska (UW). Dyskusję moderował Profesor Arkadiusz Marciniak (UAM). Paneliści podzielili się refleksją na temat uprawiania badań transdyscyplinarnych, a także związanych z tym problemów instytucjonalnych. Profesor Jan Kieniewicz wygłosił swoistą pochwałę i manifest badań transdziedzinowych, mówiąc o transdziedzinowości jako drodze oraz podkreślał, że w przypadku tego rodzaju badań chodzi nie tyle o przekraczanie granic, ale o ich likwidowanie. To myślenie potwierdzała jego własna droga naukowa. Jak napisał w odpowiedzi na zaproszenie: „Najchętniej mówiłbym o szansach/zagrożeniach z perspektywy doświadczenia badacza uchylającego się od klasyfikacji”.

17 grudnia 2023 roku w życzeniach, które wymienialiśmy z okazji nadchodzących świąt, Pan Profesor napisał: „Współdziałanie w ramach NIA było i jest dla mnie źródłem tylu radości i nadziei, że korzystając z okazji świątecznej pragnę złożyć moje wielokrotne życzenia. Wielkiego pokoju w święto a pomyślnych spełnień w 2024 roku! Rozciągam me najserdeczniejsze myśli nie tylko na osoby, ale tak samo na inicjatywę Niezależnej. Powiedziałbym Awanturniczej, w najlepszym sensie tego słowa! Dla mnie nowa przygoda, cóż, że w niewielkim stopniu, ale jednak poczucie wyjścia na ścieżkę nowej intuicji. Ożywcze. Za możliwość współudziału bardzo wam dziękuję!”

To my Panie Profesorze bardzie dziękujemy. Dziękujemy za te blisko trzy lata jakże intensywnej i inspirującej współpracy, za intelektualne przygody i wspólne myślenie. Dzięki Panu nasza praca często nabierała nowej jakości, a „awanturnicza” inicjatywa była pełna twórczego potencjału. Dziękujemy za wspieranie nie tylko naszych planów i projektów, lecz także marzeń. Dziękujemy, że mogliśmy być częścią Pana świata i żegnamy Pana Profesora z głębokim smutkiem, żalem i wdzięcznością.

Zespół NIA


Jan Kieniewicz, Kołobrzeg, 15.09.2023. Fot. Ewa Domańska

Fragment wypowiedzi Profesora Jana Kieniewicza na panelu dyskusyjnym „Transdziedzinowe strategie badawcze: wyzwania, założenia, szanse i zagrożenia”, w czasie Szkoły Letniej NIA „Transdziedzinowość – ucieczka do wolności nauki”, Kołobrzeg, 15 września 2023 roku (transkrypcja z nagrania video)

Kiedy się zacząłem określać w sposób świadomy, przestałem być historykiem. To znaczy klan z małymi, acz cennymi wyjątkami, raczej się wyparł takiej perspektywy. Dlaczego to mówię? Dlatego, proszę Państwa, że jedynym doświadczeniem, którym się mógłbym podzielić, jest doświadczenie własne, własnego życia. Ponieważ historia albo jest transdziedziedzinowa, albo nie jest historią. Historycy na ogół uciekają moim zdaniem przed tym stwierdzeniem, uznając, że nasze powołanie jest powołaniem warsztatowym plus społecznym. Znaczy, że historyk chce się czuć odpowiedzialnym, uzurpuje sobie często rolę kustosza pamięci, jak wiemy ani słusznie, ani skutecznie, co książki Krzysztofa Pomiana zdołały dawno temu wyrazić, ale to nie znaczy, żebyśmy jako historycy to przyjęli.

Otóż to, co jest istotne, co bym chciał Państwu przekazać, to jest to, że to jest droga, że transdyscyplinarność nie jest metodologią, nie jest metodą, nie jest algorytmem, nie jest żadnym kluczem czy wytrychem do czegokolwiek. Nawet nie wiem, czy można by to nazwać postawą wobec rzeczywistości. To jest droga. Ta droga, którą mógłbym się podzielić oczywiście wykracza poza możliwości mojego wystąpienia, w końcu jest to historia moich prawie 70 lat pracy, więc strasznie dużo czasu bym Państwu zajmował. Jeśliby jednak ktoś pytał: droga, ale dokąd? Kiedy zaczynałem tę drogę w latach 50 tych ubiegłego wieku, to w ogóle coś takiego jak transdziedzinowość nie istniało a interdyscyplinarność raczej nie była szeroko stosowanym pojęciem. I jeżeli z perspektywy czasu chciałbym ująć to, co robiłem i co doprowadziło mnie do tego, że tu jestem w tej chwili, to jest droga do podejścia kompleksowego.

Kilkadziesiąt lat temu zetknąłem się z myślą Edgara Morina „La Pense Complexe” i uznałem, że to jest właśnie to, czego szukałem, że moje myślenie całkowicie się pokrywa z jego interpretacjami, intuicjami i po prostu bardzo starym polskim obyczajem wziąłem to, co mi się podoba. Jak mówił Tuwim – jestem Polakiem, bo tak mi się podoba. To bardzo polskie, to bardzo polskie. Co więcej, ja bym powiedział, że ta droga się nigdy nie kończy, czyli tak długo życia, jak długo drogi, a nie odwrotnie.

Powiedziałbym, że to droga do myślenia kompleksowego w sensie języka polskiego, francuskiego, romańskiego, mniej anglosaskiego, dlatego że complexe po angielsku może mieć troszkę inne znaczenie, zresztą po polsku też, tylko że to się nie tak ostro narzuca, tak sądzę. Chodzi o to, że jest to dla mnie, w moim rozumieniu, droga formowania się humanistyki. Humanista to brzmi marnie, dlatego, że humaniści jako nie należący do ścisłowców … […] To jest kwestia formowania siebie jako humanisty. Bardzo dawno temu, jeszcze na etapie robienia doktoratu, zacząłem rozumieć, że to, kim jest historyk – a pobierałem nauki u niezłych nauczycieli – zupełnie mnie nie satysfakcjonuje i nie daje mi żadnych szans. W połowie lat 60 tych ubiegłego wieku zdałem sobie sprawę z tego, że nie mam przyszłości w tym kraju, a nie mam zdolności do wybrania sobie czegoś, co by się nazywało dzisiaj inną destynacją.

Otóż skazany na Polskę i wybierający Polskę uznałem, że zanim ją zacznę zmieniać, jeśli kiedykolwiek to będzie możliwe (gdy się okazało możliwe skutki są fatalne jak widzicie; biorę całkowitą odpowiedzialność w maleńkim zakresie za to, co jest, bo to myśmy tę Polskę stworzyli – pokolenie, które wzięło odpowiedzialność w 90tym roku), uznałem zatem, że to, co jest drogą do myślenia kompleksowego, jest drogą formowania się humanisty. I jako humanista od samego początku szedłem tą drogą. Czy było to zawsze świadome? Nie jestem pewien, ale był to pewnie skutek tego, że przyjaźniłem się od wczesnych lat z medykami, biologami, fizykami, matematykami, informatykami – po prostu to byli moi przyjaciele, czasem ze wspólnoty akademickiej, którą prowadzili jezuici na Rakowieckiej, także szef wspólnoty akademickiej na Uniwersytecie Warszawskim, a czasem po prostu sąsiedzkiej. Mieszkałem w świecie, który zbudowaliśmy sami. Spółdzielnia mieszkaniowa była tworem ludzi uniwersytetu. Sam w niej byłem kronikarzem. Zaszczytne. Otóż, punkt wyjścia, czyli formacja intelektualna, to jest więcej niż zawodowa; od początku traktowałem bycie historykiem jako coś więcej. Klio to największa z muz – dla mnie była i jest. Dlatego uważałem, że historia jest sztuką pierwej niż nauką. Toteż kiedy się dowiedziałem o tym, że historyk ewentualnie nadaje się do napisania biografii jakiegoś matematyka, a poza tym jest zupełnie bezużyteczny, to się tym nie przejąłem, ponieważ zawsze uważałem, że kto nie jest historykiem, nie może być humanistą. Egocentryzm historyków jest znany i przysłowiowy. Wiadomo, że to klan zamknięty i zdecydowanie broniący dostępu do korony. Chociaż muszę powiedzieć, że znam takich, którzy są jeszcze bardziej ekskluzywni – to są orientaliści. (…)

Stawanie się historykiem, czyli ta moja droga nie miała wyraźnie określonego celu, tzn. że do niczego nie dążyłem prócz tego, że to, co robiłem sprawiało mi przyjemność. Czytanie, biblioteka, studiowanie artykułów, twórczość pisania i najlepsza rzecz, którą współczesny świat uniwersytecki mi zabrał – to jest wykładanie. Dramatem akademii dzisiejszej jest ten, że uznano, że wykład akademicki jest passé i nie ma miejsca na niego. Przez lata prowadziłem na Wydziale Artes Liberales wykład poświęcony środziemnomorzu; przez lata prowadziłem na orientalistyce wykład poświęcony cywilizacjom i byłem szczęśliwy. Teraz już tego nie mam. I to jest klęska. Dlaczego? Klęska dla mnie polega na tym, że jako humanista, nie w wąskim dyscyplinarnym zakresie – mówię „nic co ludzkie nie jest mi obce” – uczyłem się od biologów, od fizyków, od lekarzy tego, że człowiek to jest istota złożona i świat nie został przez nas stworzony, a my w tym świecie musimy być. W związku z tym, jeżeli cokolwiek bym chciał powiedzieć o transdziedzinowości, to bym powiedział tak: nie istnieje, jest tylko droga, droga do człowieczeństwa. Jeżeli przyjmiemy, że jako ludzie jesteśmy odpowiedzialni za świat, którego nie stworzyliśmy – to tędy droga. Jeżeli to nazwiemy transdziedzinowością – bardzo dobrze. Możemy ją tak nazwać, ale jej nie szukajmy. Ona nas sama znajdzie.

Wykład Marka Trippenbacha. Wśród słuchaczy Profesor Jan Kieniewicz. Kołobrzeg, 15.09.2024. Fot. Ewa Domańska
Share this page

Opublikowano

w

przez

Tagi: